III Powstanie Śląskie

Historia 5-tej kompanii II baonu 3 p. p. Wojsk Powstańczych Dąbrowskiego-Niemczyka

W dniu 2 maja między godziną 18.00 a 19.00 wieczór dowódca pułku R. Niemczyk wydał następujący rozkaz Janowi Gałkowi, dowódcy 5 kompanii: «Giszowskie kompanie 5 i 6 stawią się w nocy o godz. 0.30 na placu huty Kunegundy; broń zabrać ze sobą». Otrzymawszy rozkaz Gałka zawiadomił o sytuacji kilku plutonowych, po czym wraz z powstańcem Janem Jarkiem rozbroił niemieckich urzędników Policji Plebiscytowej, a karabiny i rewolwery rozdzielono między powstańców. Następnie, po porozumieniu z dowódcą 6 kompanii Franciszkiem Koźlikiem, nakazano alarm na miejscowym boisku o godzinie 22.30. W naznaczonym czasie stawiła się większa ilość powstańców, niż oczekiwano. Zaraz też objęły swe funkcje straż kopalniana i obywatelska pod dowództwem Jana Kellera i J. Sznempka. Oddział telefoniczny pod dowództwem plut. Jana Bartosza i kpr. Fr. Domagały obsadził gmachy urzędowe i prywatne mieszkania urzędników Niemców, gdzie znajdowały się aparaty telefoniczne.

O naznaczonej godzinie kompania ruszyła na punkt zborny pułku, a z nią pluton saperów pod dowództwem Edmunda Polaczka (później przydzielony do 5 kompanii). Na punkcie zbornym kompanię uzbrojono w karabiny niemieckie modele 71/84, 88, 98, rosyjskie, francuskie i austriackie, 1 C.K.M. i 1 miotacz granatów. Odbyły się krótkie narady dowódców. Dowódca pułku wydał informacje i rozkazy, dotyczące akcji zajęcia Katowic i przydzielił poszczególnym oddziałom odcinki i gmachy, które należało obsadzić. Kompania 5 miała wyznaczony odcinek od ul. Francuskiej do Plebiscytowej i zajęcie dworca.

W przewidzianym czasie kompania zajęła wyznaczony odcinek i ruszyła plutonami w stronę dworca. W pewnej chwili kompania została ostrzelana i dwu ludzi zostało rannych: plut. Wilhelm Polok i powst. Szczepan Gajda, ponieważ jednak rany nie były ciężkie, szli dalej z kompanią. Pierwszy dotarł do dworca l pluton pod dowództwem plut. Józefa Soka. W chwili ataku przybył pluton «telefoniczny» z plut. Jana Bartosza i kpr. Alojzego Stachy. Wkrótce II pluton zajął południową część dworca a jeden oddział dotarł do rynku.

Wobec nieprzychylnego stanowiska oficerów koalicyjnych i otrzymanego nie wiadomo skąd rozkazu, kompania wycofała się w południe z zajętego terenu do Zawodzia, gdzie stanęła w restauracji Szwedy. Po krótkim postoju odmaszerowano stąd na Katowicką Hałdę celem cernowania Katowic. Poza stawianiem na poszczególnych ulicach barykad, wystawianiem wart, wysyłaniem patroli i aresztowaniem kilku Niemców nic ważniejszego się nie zdarzyło. Czasem też musiał dowódca kompanii używać całego swego autorytetu, by hamować zapał powstańców, ponieważ wiara rwała się do czynu, toteż z radością przyjęto hasło: «Wyjazd na front, pod Górę Św. Anny»! W trzeciej dekadzie maja kompania odeszła na front.

Kompania zajęła przydzielony odcinek po prawej stronie szosy, biegnącej z Zalesia do Lichini, po czym wyznaczono odpowiednie punkty plutonom i C.K.M. Natychmiast też przystąpiono do kopania rowów strzeleckich i rozesłano patrole.

Zaraz następnej nocy podsunął się do naszych pozycyj oddział niemiecki. Ponieważ w kompanii było wielu uczestników wojny światowej i dwu poprzednich powstań, a młodzi wysilali całą energię, by dorównać starszym w odwadze, więc też wszyscy czuwali i oczekiwali nieprzyjaciela. Gdy więc owej nocy i w następne dni orgesze odważyli się zbliżyć, nigdy nie udawało im się podejść zbyt blisko, ponieważ powstańcy niezwłocznie witali ich ogniem i zmuszali do ucieczki. W ogóle należy stwierdzić, że ludzie uczciwie się spisywali, a trzeba pamiętać, że kompania 5 rekrutowała się z ciskaczy, ładowaczy i wszelkiego rodzaju pieronów i bajoków, którzy wszyscy walecznie stawali, prócz może tuzina ludzi, owładniętych zajęczymi myślami. Bardzo dzielnie walczyła od pierwszego do ostatniego dnia obsługa C.K.M. z plut. Wilhelmem Richterem. Na szczególną wzmiankę zasługują również: sierżanci Maksymilian Blaszczok, Dąbrol Edward, Jan Kroczek i Jan Sok, plutonowi Alfred Bartoń, Kołaczek Leopold, Józef Sok i Paweł Zimnol, kapral Alojzy Stacha, podof. broni Ernest Gonleta, powstańcy: Ignacy Andrzejewski, Jan Boem (ranny 2 VI), Jan Jarek, Jakub Kubicek, Konrad Hornik (ranny 2 VI), Emanuel Patałong, Jan Pietrzyk, Artur Zimnol, Wiktor Sok.

5 Kompania 3 p. p. Dąbrowskiego-Niemczyka

Kompania 5, po zluzowaniu przez kompanię 4, stanęła na kwaterach w Zalesiu i Popiech, a zaraz w następną noc niemieckie oddziały natarły na pozycję. Dowódca pułku wezwał natychmiast dowódców baonów i kompanii, po czym wydał rozkaz kontrataku. Kompanii 5 przypadł w udziale zaszczyt pierwszego uderzenia. Zarządzono zbiórkę i podano powstańcom do wiadomości rozkaz dowódcy pułku. Przewidując, że będzie poważna «haja» dowódca kompanii chciał co młodszych (poniżej 17 lat) zwolnić od tego ataku, ale ci odmówili wręcz spełnienia tego rozkazu. Tak więc o godz. 16.00 kompania ruszyła w pełnym składzie.

Lewe skrzydło (I pluton) prowadził Józef Sok, środek (II pluton) Edward Dąbrzoł, prawe skrzydło (III pluton) Paweł Zimnol. Żołnierzy z wojny światowej i uczestników dwu poprzednich powstań porozdzielano między plutony, aby czuwali nad młodymi. Dowódca kompanii z doborową drużyną 12 ludzi szedł przy I plutonie. Tuż przed natarciem przybył cały sztab II baonu, po czym oficer kasowy, Edmund Mondry przyłączył się do I plutonu, adiutant Jan Kontny do I a dowódca baonu, Alojzy Gruszka i doradca techniczny, por. Wł. Juszczyk objęli całość akcji.

Na pagórku przyjął nas rzęsisty ogień, od którego zginął Bachen (niecałe 15 lat), a wielu zostało rannych, m. in. Korand Hornik, Kacy, St. Mol. Mimo tego kompania parła naprzód. Młodzi naśladowali starszych, a wszyscy zachowali taką postawę i tyle wykazali odwagi, że nawet na wojnie światowej nie spotykało się czegoś podobnego. Z młodych wyróżnili się tu Fr. Książek, Paweł Sok, Stanisław i Bolesław Gałkowie, Piotrecki, Ant. Zimnol. Bardzo dobrze wywiązali się jako kurierzy Jan Jarek i W. Sok. Prawe skrzydło podsunęło się blisko niemieckiego C.K.M. Wówczas drużyna dowódcy – Jan Sok, Jan Kroczek, J. Andrzejewski, nieznany powstaniec «Madziar» (pseudonim), Zimnol, Palczewski – z granatami ręcznymi natarli skokami i wkrótce C.K.M. był w naszych rękach, a jego obsługa w piekle. Jednocześnie, wśród coraz ostrzejszej wymiany strzałów posuwały się skokami plutony i sekcje całego frontu. Wreszcie zajęto szturmem Lichinię. Poległ tu 16-letni Karol Kohut, wielu było ciężko rannych, wśród nich Józef Gieroń. Oddział sanit. (plut. Alojzy Lesik, powst. Konrad Piernikarczyk i Paweł Mann) miał pole do popisu. Przy tej fazie walki wyróżniło się kilku starszych powstańców: Wilczek (52 lat), Ant. Gałka (53 lat), Jan Kapica i Karol Saternus. Nie mało otuchy dodawała odwaga sztabu baonu i przyczyniła się tym do sukcesu.

Nazajutrz kompania musiała się cofnąć, ponieważ nie otrzymała posiłku w ludziach ani amunicji, nawet auto pancerne, które miało z nami współdziałać, zawiodło. Mówili, że czegoś tam było brak, ale nigdy nie dowiedzieliśmy się, czego? Czy benzyny, czy drogi, czy odwagi? Dość, że zaraz przy zaczęciu kontrataku zawróciło do Zalesia.

Kompania odeszła do rezerwy w Niederhof, w dworskich stodołach, oborach itd. Tuż przed północą przybył ze swym sztabem dowódca baonu. Około 3.00 Niemcy otwarli ogień działowy na pozycje. Natychmiast zarządzono alarm i w ciągu paru minut kompania stała na prawo od dworu w szyku bojowym. Na lewo rozwinęła się 6 kompania; udział w walce brała też i 4 kompania. Członkowie sztabu baonu rozeszli się po poszczególnych kompaniach. Później okazało się, że kilka kilometrów za frontem – w Sławęcicach – wysadzono o godz. 5.00 most. Kompania walczyła do godz. 9.30, hamując atak niemiecki. Zginął tam Józef de Promieński, szereg ludzi raniono. Impet niemiecki coraz to się wzmagał, łączność została zgubiona, tak, że kompania musiała się cofać plutonami i sekcjami. W czasie tego odwrotu, obok Ferdinanshouf, dowódca kompanii wpadł w ręce niemieckiego oddziału rowerzystów, ale zdołał zbiec, choć odarty z ubrania i bielizny.

Pod St. Ujazdem napotkano dowództwo baonu i pułku i kompania zebrała się powoli, ale w zmniejszonej już znacznie liczbie. Zaczęto szukać łączność z innymi oddziałami powstańczymi i znów przyszło do starć między powstańcami a nadciągającymi Niemcami. Zginął tu Bernard Frydrych.

Wreszcie kompanię wycofano do Chechła, a w dniu 3 lipca odesłano do domu. Po całonocnym marszu kompania przybyła do Giszowca dnia 4 lipca o godz. 4.45 po czym uległa likwidacji.

Źródło:
Powstaniec, nr 18
30.04.1939