Powstania Śląskie

I powstanie śląskie

„Przed wybuchem powstania [giszowiecki] oddział P.O.W. [Polska Organizacja Wojskowa na Górnym Śląsku – red.] liczył około 60 członków, byli to przeważnie uczestnicy I wojny światowej. Komendantem oddziału został mianowany przez dowództwo wyższej instancji Jakub Wójcik, jego zastępcą – Jan Gałka.

W niedzielę dnia 17 sierpnia 1919 r. miejscowe dowództwo P.O.W. otrzymało od swoich zwierzchników rozkaz, ażeby zebrać cały swój oddział i rozpocząć o godzinie 24 powstanie. Powiadomiono o tym członków oddziału, którzy od dawna na to byli przygotowani. Już przed wyznaczoną godziną zebrali się wszyscy peowiacy na hałdzie nieczynnej kopalni Jakub. Tam komendant Wójcik oznajmił wszystkim, że wybiła godzina powstania, a pierwszym zadaniem będzie opanowanie kwatery oddziału Grenzschutzu, stacjonującego w budynkach gospodarczych taboru konnego Kopalni Giesche. Kwatera położona była na peryferiach osiedla, otoczona z dwóch stron lasem. Ta okoliczność umożliwiała podejście do kwatery niepostrzeżenie. Ponieważ uzbrojenie oddziału składało się tylko z jednej fuzji myśliwskiej, kilku rewolwerów oraz już wspomnianych granatów ręcznych własnej produkcji, reszta nieuzbrojonych zaopatrzyła się w pałki, laski i tym podobne przedmioty.


Budynek gospodarczy taboru konnego Kopalni «Giesche», gdzie stacjonował oddział «Grenzschutzu»

Plan napadu polegał na zaskoczeniu nieprzyjaciela w porze nocnej. Oddział był podzielony na cztery grupy i miał za zadanie okrążyć placówkę «Grenzschutzu» ze wszystkich stron. Najliczniejsza grupa pod dowództwem Jana Gałki, zbliżająca się od strony wejścia do zabudowań, miała najtrudniejsze zadanie – tam miało nastąpić pierwsze uderzenie i likwidacja stałych posterunków. Uczestnicy tej grupy Teofil Nowak i Walenty Wójcik opisują przebieg tej akcji następująco: po otrzymaniu rozkazu ruszyliśmy w kierunku taboru ścieżkami leśnymi. Dotarłszy do skraju lasu zauważyliśmy, że na placu przed budynkami panuje gorączkowy ruch. Cały plac oraz wszystkie budynki były jasno oświetlone. Żołnierze niemieccy załadowywali w pośpiechu na zaprzężone wozy skrzynie z amunicją. Broń ręczną, toboły, walizy i różny sprzęt wojskowy zaś na osobne wozy z platformami. 4 ciężkie karabiny maszynowe. W tej sytuacji nie pozostało nam nic innego, jak tylko z ukrycia obserwować ich dalsze poczynania. Po załadowaniu wozów oddział «Grenzschutzu» szybko się uformował i opuszczając kwatery oddalił się w kierunku Katowic. Udaliśmy się potem do parku restauracyjnego – miejsca zbiórki ustalonego przed naszym wymarszem. Powróciły pozostałe 3 grupy, które również obserwowały przebieg ewakuacji kwatery grencszucu. Wywiązała się dyskusja nad nieudaną akcją. Jasne było, że Niemcy zostali ostrzeżeni – ale przez kogo? Większość zebranych przypuszczała, ze wśród nas znajduje się zdrajca, który o tym doniósł. Później dowiedzieliśmy się o przedwczesnym rozpoczęciu (1 doba) powstania w niektórych miejscowościach powiatu pszczyńskiego, co umożliwiło wcześniejsze wycofanie się oddziałów niemieckich. Po omówieniu całokształtu sytuacji rozeszliśmy się na rozkaz komendanta, z tym, że mieliśmy się ponownie stawić o godz. 8 rano. Na porannej zbiórce zapoznał nas komendant ze zdarzeniami na dzień bieżący, po czym rozdzielił nas na grupy, lecz ze względu na różnorakie zadania w inny sposób niż dnia poprzedniego.

Grupa pierwsza, wśród których byli między innymi Wiktor Michalski i Walenty Wójcik, miała za zadanie rozbić dwuosobowy posterunek policji niemieckiej. Policjantów zastano w ich lokalu służbowym nieuzbrojonych. Pomimo dokładnego przeszukania całego pomieszczenia nie znaleziono ani jednej broni. Prawdopodobnie ukryto ją w jakimś schowku poza lokalem. Jednego z nich – renegata – osadzono w areszcie znajdującym się w tym samym budynku. Drugiego rodowitego Niemca puszczono na wolność, ponieważ zachował się lojalnie wobec Polaków. Następnym zadaniem tej grupy było zrewidowanie mieszkań urzędników niemieckich. I tu nie znaleziono żadnej broni. Po wykonaniu powyższych zadań uczestników tej grupy przydzielono do grupy piątej.

Grupa II, składająca się z byłych żołnierzy frontowych umiejących obsługiwać karabiny maszynowe, udała się natychmiast do Nikiszowca celem odebrania km-u [w] tamtejszym oddziale P.O.W. Komendant tego oddziału, będącego w posiadaniu większej ilości broni, obiecał nam oddać w razie potrzeby jeden km. Po odebraniu broni grupa wracała od razu do Giszowca i przy wieży wodnej dołączyła do grupy III, która już zajęła tam odpowiednie stanowisko. W zespolonej grupie byli między innymi Tomasz Asenkowicz, Alojzy Kilisz, Fryderyk Richter, Paweł Maślorz, Fryderyk Gansiniec, Franciszek Kroczek, Teodor Marona, Teofil Nowak. Dowódcą całości wyznaczony został Zygfryd Hajnol.

Stanowiska przy wieży wodnej nie wybrano przypadkowo – o jego wyborze [zdecydowało] bardzo korzystne położenie, nadające się zarówno do obrony jak i do natarcia. Wieża znajduje się bowiem [w] najwyższym miejscu Giszowca, opodal szosy pszczyńskiej, tworzącej w tym miejscu ostry zakręt. Z tego miejsca można obserwować szosę równocześnie w obu kierunkach, w stronę Murcek i Katowic. Nieprzyjaciel natomiast, zbliżający się czy to z kierunku Murcek, czy też z Katowic, miał widoczność ograniczoną, bo dojrzał ze swego miejsca tylko odcinek szosy do wieży wodnej. Bezpośrednie otoczenie stanowiska było wolne od zarośli i drzew, dzięki czemu szosa była w obu kierunkach w strefie obstrzału, ponadto pobliski las stanowił dostateczną ochronę w razie natarcia przeważających sił wroga.

Do grupy IV przydzielono między innymi Wawrzyna Góreckiego, Grzegorza Nowaka, Jerzego Jeziorskiego, Emila Holewę, Pawła Pielę, Jakuba Wójcika, dowództwo nad nią powierzono Kazimierzowi Kalecie. Zadanie tej grupy polegało na podminowaniu szosy Pszczyńskiej u zbiegu z szosą Mysłowską przed i za rogatką oraz na obserwacji tego odcinka szosy. W razie pojawienia się nieprzyjaciela należało w odpowiedniej chwili zamknąć szlaban i spowodować wybuch min. W skład V grupy wchodziły wzmocnione posterunki pilnujące wylotów wszystkich ulic Giszowca.

Wieża wodna

Pierwsze starcie z Niemcami nastąpiło tego samego dnia w godzinach popołudniowych przy wieży wodnej. Jego przebieg opisuje uczestnik Teofil Nowak: około godz. 14:00 zauważyliśmy nadjeżdżający od strony Murcek opancerzony samochód niemiecki obsadzony 12 żołnierzami i uzbrojony w lekki karabin maszynowy. Dopuściliśmy samochód do skutecznego obstrzału, celowniczy km-u Asenkowicz oddał w niego serię strzałów. Skutek był taki, że Niemcy zatrzymali natychmiast samochód, zeskoczyli pospieszne z niego i ukryli się w przydrożnym rowie zajmując pozycję obronną. W trakcie tego udało nam się oddać jeszcze drugą serię strzałów na tyle skuteczną, że jeden żołnierz padł a kilku zostało rannych ale to już był koniec, bo nasz karabin zaciął się i zanim zdążyliśmy go ponownie uruchomić, nieprzyjaciel zdołał z doznanego szoku ochłonąć. Wydawało nam się, że Niemcy szykują się do ataku. Na nasze szczęście odezwał się nasz karabin, lecz na krótko, by ostatecznie zamilknąć. Wystarczyło to jednak do chwilowego powstrzymania wroga od ataku Położenie stało się dla nas z każdą chwilą krytyczniejsze i nie wiadomo jak by się to zakończyło, gdyby nie nadeszła w samą porę pomoc.

Opisuje Jakub Kubiczek: Na odgłos pierwszych strzałów my młodsi z naszej grupy IV zerwaliśmy się samorzutnie zabierając ze sobą sporą ilość granatów ręcznych. Pędziliśmy co tchu do wieży wodnej, skąd padały strzały. Spieszyliśmy się bardzo, bo odczuwaliśmy intuicyjnie potrzebę naszych kolegów. Dochodząc lasem do wieży zauważyliśmy w rowie przydrożnym oddział Grenzschutz szykujący się do ataku. Z wieży wodnej nie padł ani jeden strzał. Zdawaliśmy się, że każda chwila zwłoki może spowodować naszą porażkę. Zdecydowaliśmy natychmiastowe uderzenie na wroga, zaskoczyliśmy go z tyłu wyrzucając w jego stronę cały zapas granatów ręcznych i podnosząc ogłuszający krzyk. Atak nasz odniósł skutek. Do tego stopnia zaskoczył Niemców, że bez namysłu zerwali się z miejsca, skoczyli na samochód zabierając ze sobą 3 rannych i odjechali z powrotem w kierunku Murcek. Na placu boju pozostał jeden zabity i jeden karabin maszynowy. Przepędziliśmy wroga zdobywając przy tym broń.

Szlaban przy komorze celnej

Tego samego dnia w godzinach wieczornych nastąpiło jeszcze jedno starcie z nieprzyjacielem. I tym razem brała w nim udział grupa IV. O przebiegu tej akcji informuje Teofil Nowak, który wprawdzie do tej grupy nie należał, ale znalazł się tam przypadkowo i brał w niej czynny udział: Było już ciemno, gdy zauważyliśmy rozpędzony i zbliżający się ku nam niemiecki tabor konny, składający się z 4 wozów, poprzedzony samochodem osobowym. Usiłowaliśmy spowodować wybuch min pod szosą, nie udało się nam to, nie wiadomo z jakich przyczyn zapalarka nie zadziałała. Samochód już nas minął, w ostatniej chwili opuściliśmy przed nadjeżdżającym taborem szlaban. Pierwsza furmanka po uderzeniu w szlaban stoczyła się wraz z końmi po zboczu szosy na łąkę, drugi wóz był również zmuszony do zatrzymania się. Zrobiło się zamieszanie, w trakcie którego udało się pozostałym dwóm wozom przejechać obok zdruzgotanej zapory. Obsługa zaś pierwszych dwóch wozów zbiegła do lasu w kierunku Muchowca, oddając w naszą stronę kilka strzałów. Na skutek powstałego zgiełku zatrzymał się samochód, jednak dowódca zorientowawszy się w sytuacji i widząc uciekających żołnierzy rozbitych wozów, dał rozkaz [dla] pozostałych wozów do kontynuowania jazdy w kierunku Katowic. Oglądaliśmy skutki tego zdarzenia. Pierwszy wóz był kompletnie zniszczony, a jego zawartość – pociski artyleryjskie – leżały rozrzucone na łące. Konie miały połamane nogi i musieliśmy je dobić. Drugi wóz, załadowany artykułami żywnościowymi (kasza, mąka i inne) nie był bardzo uszkodzony. Z tej zdobyczy nie mieliśmy wiele pociechy bo broni, o którą nam chodziło, nie było. Dnia 19.8 pełniono służbę patrolową oraz utrzymywano łączność z sąsiednimi miejscowościami. Dzień upłynął spokojnie, bez żadnych wydarzeń.

Również dnia 20.8 patrolowano i utrzymywano łączność. W tym dniu doniesiono miejscowemu komendantowi powstańców, że kierownik szkoły w Wesołej p. Ligenza przechowuje u siebie broń wojskową, przeznaczoną dla niemieckich bojówek. Do odebrania tej broni wyznaczył komendant grupę powstańców – Jana Mola, Wiktora Pietreckiego, Jakuba Kubiczka, Emila Sąsala. Dwaj ostatni opisują szczegółowo przebieg tej akcji: Zaraz po otrzymaniu rozkazu wyruszyliśmy około godziny 16 drogą leśną w stronę Wesołej. Zastaliśmy kierownika szkoły w swoim mieszkaniu [w] budynku szkolnym. Na wezwanie nasze, by wydał nam przechowaną broń u siebie, udawał wielce zdziwionego oświadczając, że o żadnej broni nic nie wie i dla potwierdzenia zachęcał nas do przeprowadzenia rewizji jego mieszkania. Zorientowaliśmy się, że broń jest ukryta poza mieszkaniem. W tym czasie wszedł do mieszkania jego syn w wieku 7-8 lat. Zapytany przez nas przestraszył się i z miejsca wskazał na klasę szkolną sąsiadującą z mieszkaniem prosząc ojca, by wydał nam broń. Trafiliśmy na schowek pod stopniami katedry. Znaleźliśmy tam 4 karabiny ręczne i sporą ilość amunicji, kilka granatów ręcznych i krótką broń. Zabraliśmy wszystkie i udaliśmy się w drogę powrotną. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że nasz oddział wycofał się w kierunku Szopienic. Mieliśmy teraz kłopot z przechowaniem broni. Doszliśmy do wniosku, że najlepsze lokum jest u kolegi Pietreckiego. Tam ukryliśmy całą broń, potem koledzy Mol i Pietrecki pospieszyli za uchodzącymi. Po zakończeniu powstania został Mol rozpoznany jako uczestnik tek akcji. Wytoczono mu proces sądowy za rabunek i wymuszanie. Wymuszonej kary jednak nie odsiedział z powodu szybko zmieniającej się sytuacji politycznej. Wielką zasługą była jego postawa, bowiem nie wydał pozostałych członków wyprawy.

Droga do Giszowca

W godzinach wieczornych tego dnia wkroczył oddział Grenzschutz do Giszowca, zajmując opuszczona kwaterę. Dali nam Niemcy dowód ich oszukańczego postępowania, którego ofiarą padli Karol Ptok wraz z Wojtaszkiewiczem. Zeznaje brat Alojzy Ptok: Jeszcze przed wkroczeniem Grenzschutzu doszła wiadomość do powstańców, że na szosie pszczyńskiej za kolonią Zuzanna leży nieżywa kobieta, w której rozpoznano mieszkankę Giszowca. Zastępca komendanta Jan Gałka polecił bratu i jego koledze, oboje odbywali jeszcze czynną służbę w niemieckim wojsku i ubrani byli w niemieckie mundury bez naszywek, przywieźć trupa samochodem osobowym na ten cel do dyspozycji komendy powstańców przez Dyrekcję Kopalni Giesche. Jadąc w stronę wskazanego miejsca brat śledzący szosę spostrzegł się, że wpadli w pułapkę. Zbliżali się do Katowic, a na szosie ani śladu po trupie. Kierowca – niejaki Glinga, nie usłuchał brata do zatrzymania wozu, pojechał dalej. Niedługo potem zostali zatrzymani przez patrol Grenzschutzu, dotkliwie poturbowani i odstawieni do więzienia w Katowicach. O godz. 22 po zajęciu Giszowca przez Niemców zjawił się u nas żołnierz niemiecki z pismem komendy Grenzschutzu, powiadamiając matkę, że syn Karol zostaje następnego dnia rozstrzelany za dezercję. Matka udała się natychmiast do oficera dyżurnego, od którego otrzymała pismo, mające umożliwić jej widzenie z synem. W więzieniu dowiedziała się, że brata wywieziono już na cmentarz. Tam zmuszono go wraz z kolegą [do] wykopania własnych grobów. W ostatniej chwili nadjechała francuska komisja wojskowa, której prawdopodobnie o tym doniesiono, i wstrzymano egzekucję. Aresztowanych nie wypuszczono na wolność, odstawiono do więzienia w Bytomiu, gdzie później odbyła się rozprawa sądowa skazująca ich na kary więzienia.

Dnia 21 VIII Giszowiec był całkowicie opanowany przez Niemców. Przestała [działać] wszelka łączność z powstańcami okolicznych miejscowości. Był to koniec powstania dla Giszowca.

Powróćmy do powstańców, którzy opuścili Giszowiec i udali się do Szopienic. Tam rozdzielili się na dwie grupy, z których jedna zmierzała ku Sosnowcu, druga zaś ku Mysłowicom. Obie grupy w marszu złączyły się z innymi grupami i wspólnie wykonywali zadania bojowe aż do zakończenia powstania. W potyczkach w Giszowcu nasi powstańcy nie ponieśli strat, natomiast pod naszą miejscowością nie obeszło się bez ofiar. [W] walkach tych oddali swe życie o wolność narodu polskiego Tomasz Goj, Augustyn Klaja, Walent Broncel, Rudolf Kubica, Jan Malcharek i Teodor Marona. Goj zginął w ataku na gniazdo karabinu maszynowego na trójkącie historycznym w Mysłowicach. Biorący również w nim udział Broncel odniósł kilka poważnych ran, odwieziony do domu zmarł po czterech dniach. Klaja, Malcharek i Kubica usiłujący przetransportować parowóz niemiecki na polską stronę padli pod obstrzałem karabinów maszynowych wroga pod Sosnowcem. Dotyczące losu Teodora Marony opisuje Piotr Górecki: Wróciwszy po powstaniu do Giszowca zostaliśmy przez Grenzschutz aresztowani. Wśród nas byli powstańcy Teodor Marona, Wiktor Michalski, Paweł Maślorz, Konrad Hornik, Paweł Stacha i inni. Pytano nas stale o kolegów, którzy dotychczas nie wrócili po 5 dniach. Zwolniono nas za wyjątkiem Marony, którego wyprowadzono osobno, bito publicznie kolbami aż do utraty przytomności, po czym rzucono go na samochód ciężarowy i odwieziono w niewiadomym kierunku. Później stwierdzono, że został pochowany na starym cmentarzu w Murckach.

Przy opisie przebiegu powstania posłużono się m. in. pamiętnikiem Pomnik opowiada…, dalszych materiałów dostarczyli członkowie komisji historycznej oraz niektórzy uczestnicy powstania.”


Tekst pochodzi z dziennika powstańca śląskiego Augustyna Wróbla
oprac. Paweł Grzywocz